Przede wszystkim: nie jesteś w tym sama. Z memów choćby wiadomo, że wiele osób tak ma, niezależnie od poglądów. U mnie pierwsze takie epizody pojawiły się około 1998, a dopiero jakieś 3-5 lat temu zacząłem się od tego uwalniać. Teraz (przynajmniej tak sądzę) mam nad tym kontrolę, tzn wiem gdzie leży granica szaleństwa, przeważnie jej nie przeszkadzam i umiem zamknąć dyskusję i puścić temat (najwyżej przez noc sobie powyobrażam, jak torturuję i zabijam tego okropnego typa - ale to już w ekstremalnych przypadkach).
Co mi pomogło odzyskać kontrolę (krótka lista)?
- Zaobserwowałem, jak powtarzam w kółko te same argumenty, w lepszej lub gorszej formie, czasem wpadając w emocjonalne drgawki. A i tak najlepsze argumenty przychodziły mi na myśl po zamknięciu komputera.
No więc zacząłem sobie przygotowywać gotowe kawałki tekstu. Na spokojnie, sięgając do źródeł, trzy razy poprawiając, żeby to nie był kontr-trolling, ale przeniesienie rozmowy na inny poziom, na którym druga strona nie da sobie rady, bo nie ma takiego przygotowania. Potem wystarczyło wkleić to parę razy, modyfikując szczegóły, i połowa dyskusji się na tym kończyła.
- Uświadomiłem sobie (co teraz już można przeczytać w tuzinie poważnych badań), że korpomedia dosłownie żywią się naszą złą energią. Ich biznes polega na prowokowaniu nas do jak najdłuższego przeglądania, komentowania, “lajkowania” itp. A oczywiście reakcje negatywne są silniejsze i bardziej długotrwałe niż pozytywne. Dzięki temu mogą nas lepiej profilować, poznawać “guziczki”, których naciśnięcie wywoła nasze emocjonalne działania. Tę wiedzę sprzedają następnie swoim klientom, którzy chcą sprzedać nam coś, albo zyskać nasze bezrefleksyjne poparcie polityczne czy inne.
Od tego czasu zacząłem traktować każdą rekomendację, czy pozornie przypadkowy post jako taką próbę manipulacji. Coraz łatwiej było mi “wybierać swoje bitwy” i uczyć się jak ograć algorytm.
- No i ostatecznie - tak jak piszesz - pomogło bardzo wejście w prawdziwą wybraną przeze mnie działalność (online albo offline). Mając wybór, czy chcę kolejną godzinę przeznaczyć na użeranie się z dwudziestym niereformowalnym randomem, czy raczej zrobić pilne tłumaczenie dla 1616crew, było mi coraz łatwiej wybrać to drugie.
Oczywiście po drodze było jeszcze ze sto innych czynników, ale te wydają mi się decydujące. Jeśli takie podejście wydaje Ci się sensowne i pomocne w Twojej sytuacji, chętne Cię wesprę bardziej szczegółowo. Jest sporo pracy online na rzecz różnych kolektywów, której nie ma kto wykonywać: tłumaczenia (tu mogę pomóc w nauce, bo mam trochę doświadczenia), prace graficzne - że o kodowaniu nie wspomnę. Nie wiem, jakie są Twoje talenty i umiejętności, ale można się wielu rzeczy nauczyć, a my Ci tutaj zapewnimy “wsparcie moralne”.
Pamiętam, co pisałaś o swoim stanie psychicznym. Jest bardzo trudno wyrwać się z doła. Good news jest, że w najbliższych tygodniach zaczynamy budować pierwszą anarchistyczno/radykalną grupę terapii traumy: zbieram osoby o kompetencjach terapeutycznych z różnych dziedzin. Naszą ekspertką na początek będzie Nicole z Solidarity Apothecary, autorka e-kursu State Repression, Trauma and the Body. Będziemy go tłumaczyć na polski i jakbyś chciała spróbować sił w tłumaczeniu, to chętnie się podzielę pracą.
Dlaczego to jest ważne? Otóż w ramach sieci MSDN chcemy stworzyć pierwszą przestrzeń wsparcia dla osób, które nie czują się komfortowo w relacjach terapeutycznych z mainstreamem: osób LGBTQ+, osób aktywistycznych, osób wykluczonych systemowo. To jest pierwszy, najpilniejszy obszar interwencji. Plany MSDN są szersze, a ja bardzo poważnie się w nie angażuję. Już niedługo będziemy mieć możliwości żeby takim osobom jak Ty, ja i Kanako pomagać bez proszenia “systemu” o łaskę.
Uff, trochę się rozpisałem, jak to ja. Mam nadzieję, że pomogłem choć troszkę. Najważniejsze: nie jesteś w tym sama, Jesteśmy z Tobą. Nie wiem, jak @Waćpan, ale ja i Kanako mieliśmy/miewamy podobne doświadczenia i pomożemy, jeśli zechcesz (a my będziemy umieli).