Skoro już jesteśmy przy tematach architektoniczno-przestrzennych (patrz: kopuła Fullera), to może od razu dołączę obiecaną recenzję. Mimo, że koncepcje powstały jeszcze w latach 90-tych, to nadal odnoszą się do przestrzeni, w której żyjemy. Moim zdaniem jest to dobry sposób na zwiększenie uważności na miejsce, w którym jesteśmy, zrozumienie otaczającego nas świata i – co za tym idzie – możliwość wyciągnięcia wniosków dla teraźniejszej lub przyszłej społeczności. Koolhaas a tym bardziej Augé nie ma, o ile mi wiadomo, nic wspólnego z anarchizmem, ale ich analiza jest uniwersalnie przydatna.
Nie-miejsca. Wprowadzenie do antropologii hipernowoczesności, PWN 2011
Marc Augé – francuski antropolog, który przez pół życia zajmował się społecznościami w Afryce Zachodniej, potem zajął się studiami europejskimi i globalnymi w odniesieniu do współczesnego miasta. „Nie-miejsca” to jego najbardziej znana książka (i esej pod tym samym tytułem). Analizuje on współczesną sobie (lata 90-te) przestrzeń miejską, w której coraz większą przestrzeń zajmują nie-miejsca.
Nie-miejsca są przeciwieństwem „miejsca antropologicznego” – takiego, które ma swoją żywą historię i tożsamość. Według słów Augé: „Jeżeli jakieś miejsce można zdefiniować jako tożsamościowe, relacyjne i historyczne, to przestrzeń, której nie można zdefiniować jako tożsamościowej, ani jako relacyjnej, ani jako historycznej, definiuje nie-miejsce.” Miejscem antropologicznym jest np. plac w środku miasteczka, gdzie ludzie spotykają się, świętują, chodzą na kawę, grają itp. Miejsca antropologiczne „tworzą tkankę społeczną”. Nie-miejsce to np. hipermarket, autostrada, lotnisko – gdzie wszyscy są anonimowi, nie ma historii ani tożsamości. Wszędzie można kupić takie same produkty („namaszczone przez międzynarodowe firmy”), przeczytać podobne hasła, zobaczyć takie same reklamy i z niczym się nie identyfikować.
Nie-miejsca są wytworem hipernowoczesności, która stwarza samotność w tłumie, wolność bez tożsamości. Zasłużenie na „wolną przestrzeń” nie-miejsca można kupić za pomocą dowodu tożsamości (paradoksalnie), biletu, karty kredytowej.
Nie-miejsca nie integrują zabytków i dawniejszych przestrzeni, ale robią z nich szczególne widowisko, podobnie robi widowisko z wszelkiej egzotyki i wszelkich partykularyzmów.
Śmieciowa przestrzeń 2001
Rem Koolhaas to holenderski architekt (nota bene dekonstruktywista, jego projekty są bardzo postmodernistyczne) i teoretyk architektury. W eseju „Śmieciowa przestrzeń” z 2001 roku (po polsku w zbiorze tekstów „Śmieciowa przestrzeń. Teksty, Fundacja Cenrum Architektury 2017”) opisuje przestrzeń, która jest „produktem ubocznym” modernizacji. Jest to przestrzeń przejściowa, liminalna (w dużej mierze pokrywająca się z nie-miejscami), ale ekspansywna, dezorientująca i nieustannie zmienna. To przede wszystkim przestrzeń, która jest wewnętrzna i trudno dostrzec jej koniec. Podziemne przejścia od dworca na miasto, galerie, lotniska itp. Jak pisze autor „śmieciowa przestrzeń żywi się designem, a jednocześnie go zabija”. Zbudowana z tektury i gipsokartonu, w wiecznej przebudowie „jak rozgrzebane łóżko”. Ponieważ jest nieskończona nigdy nie zostaje ukończona. Jesteśmy świadkami i mimowolnymi uczestnikami wiecznego remontu.
Koolhaas cały czas stosuje takie przenośnie, więc nie będę wszystkich przepisywać.
Podsumowanie
Przestrzeń miejska i międzymiastowa, w której żyjemy jest pełna dróg, korytarzy, autostrad, które są pozbawione znaczenia i tożsamości. Możemy się w nich czuć jak wtłoczeni/wtłoczone w maszynę, najlepiej dostosowaną do posiadaczy pieniędzy i samochodów. Cel i koniec tej przestrzeni jest nieosiągalny.
W czasach kiedy pisali Augé i Koolhaas ta przestrzeń była jeszcze dość dobrze zadbana i nie rozlana na większość rzeczywistości. Nie-miejsca i śmieciowa przestrzeń wcale nie oznaczają otwartości czy obojętności na to kto się w nich znajdzie. Wręcz przeciwnie, próbują wyprzeć wszystkich, którzy nie pasują. Już w latach 90-tych Marc Augé pisał, że trzeba mieć dowód tożsamości, bilet, kartę kredytową, żeby „udowodnić swoją niewinność”. Dziś to jest jeszcze bardziej widoczne. W Polsce szczególnie, gdzie od kilku lat widać nasilenie wykluczającego charakteru śmieciowej przestrzeni. Dawniej dworzec był miejscem gdzie podróżny lub bezdomny może się przespać. Dziś podejdzie do ciebie ochroniarz i powie, że tu nie wolno spać. Widziałam nawet jak obudził dziecko, które przysnęło przy mamie (a więc nie miało to nic wspólnego z „pozbywaniem się bezdomnych”) – „prawo jest prawem”. Przestrzeń śmieciowa dokonuje ekspansji nie tylko wszerz i wzdłuż, ale w głąb społeczeństwa. Oddziela, przecina, grodzi.
Co z tego wynika dla społeczności, która próbuje budować na śmietniku historii i na ruinach kapitalizmu? Pewnie przeciwdziałanie temu zaśmieceniu, umaszynowieniu, oddzieleniu. Dla mnie te teksty (niedługie) są przede wszystkim punktem wyjścia do lepszego rozumienia przestrzeni, w której żyję.